poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Egipt, Izrael i Betlejem, czyli kilka ostatnich słów o wakacjach.


Przede wszystkim przepraszam, że drugą część piszę dopiero po ponad tygodniu, ale nie potrafiłam wcześniej znaleźć czasu i chęci na ponowne przeglądanie zdjęć. Minęło już parę dni, a ja dalej nie mogę przyzwyczaić się do własnego, urządzonego wprawdzie w stylu afrykańskim, ale będącego w Polsce - pokoju. A mówią, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...
W tym poście postaram się zwięźle opisać wycieczkę do Izraela oraz Betlejem, a także ostatnie dni w Egipcie i trochę o tamtejszym jedzeniu :).


Podróż zaczęła się o godzinie 20 w sobotę. Autokarem dotarłyśmy do granicy egipsko-izraelskiej około godziny 3 nad ranem, a ponownie ruszyliśmy około... 5. Powód? Trzy kontrole ze strony egipskiej i trzy ze strony izraelskiej, plus do tego podwójna kontrola "bagażu" (czyt. torebek i aparatów fotograficznych) oraz losowe zabieranie ludziom paszportów i odsyłanie ich do dodatkowej kontroli.
O godzinie 5 byliśmy jednak już zwarci i gotowi do dalszej drogi. Około 7 przywitaliśmy się z gorącym Morzem Martwym (temperatura powietrza: 31 stopni; temperatura wody: znacznie więcej...), które, jak nie wszyscy wiedzą, morzem wcale nie jest. Jest to bezodpływowe jezioro, którego w dodatku ubywa rocznie o jeden metr z powodu dużej popularności kosmetyków produkowanych z jego wody...
Zasolenie Morza Martwego wynosi średnio 28% (to tak, jakby w niecałej połowie szklanki wody rozpuścić 5 łyżeczek soli). I nie ma tu żadnej ściemy, od razu po oderwaniu stóp od podłoża, ciało wypływa na powierzchnię niczym pusta butelka. Ja niestety nie poleżałam sobie zbyt długo, bo popisałam się niesamowitą inteligencją, goląc dzień wcześniej nogi... Możecie sobie wyobrazić efekt ;).


Następnie wjechaliśmy do Jerozolimy. Pierwszym punktem był wjazd na Górę Oliwną. Na zdjęciu powyżej widać m.in. Kopułę na Skale, zwaną także meczetem Omara. Razem z meczetem Al-Aksa jest trzecim z kolei najświętszym miejscem Islamu, a ustępuje tylko Mekce i Medynie (trochę z historii: Mekka jest centrum religijnym islamu i najświętszym miejscem muzułmanów; to tam urodził się Mohammed, prorok i twórca Islamu, a gdy musiał stamtąd uciec, to udał się właśnie do Medyny).


Później mogliśmy zobaczyć Kirkut - stary cmentarz żydowski, którego trzecią część widać powyżej.
Ciekawostką jest, że przy tamtym klimacie nie ma możliwości zostawiać na nagrobkach kwiatów (które by uschły), ani palić zniczy (bo gorący wiatr by je zgasił). A przynajmniej nie kilka, bo z tyłu każdego grobu znajduje się małe wgłębienie, okienko, w którym można postawić jeden znicz i tam wiatr nie da rady go zdmuchnąć.
Ponadto każdy grób wygląda tak samo, nie ma na nich nazwisk, więc współczuję panu po prawej...


Następnym punktem była Ściana Płaczu, pod którą zbierają się wierni i proszą Boga o pomoc modląc się i wpadając w tzw. trans "palce-pięta" lub po prostu uderzając czołem o ścianę. O ile pierwszy sposób jest popularniejszy po stronie kobiet (połowa miejsca pod ścianą należy do mężczyzn, połowa dla kobiet, a pomiędzy przebiega dość wysoki płot), o tyle uderzanie czołem o ścianę jest popularniejsze u mężczyzn. Często posiadają oni specjalne podkładki pod czoło, by nie zrobić sobie poważnej krzywdy...
Jak widać na środkowym zdjęciu, każda najmniejsza szczelina w ścianie wypchana jest karteczkami z prośbami do Boga. Przewodniczka powiedziała nam, że gdy była tam pierwszy raz, to poprosiła o ponowny powrót do Izraela. Udało się, wróciła... po 10 dniach. Wówczas włożyła drugą kartkę, jednak już większą, bo A4 (zapisaną z obu stron). Podobno spełniło się w 85%.
Do ściany nie można odwrócić się plecami, należy odchodzić tyłem, co jest wyjątkowo trudne, ponieważ niektórzy tam śpią lub modlą się na kolanach, na kocach...


Następnie przyszedł czas na Drogę Krzyżową. Tak, w tej chwili wygląda mniej więcej tak, jak na zdjęciu powyżej... To przykre, ponieważ kiedyś Jezus szedł przez drogę zapełnioną jedynie ludźmi chcącymi "oglądnąć" Jego mękę, a dziś miejsce to jest zapełnione straganami oraz przekrzykującymi się handlarzami.


I tak, Drogą Krzyżową, dotarliśmy do Bazyliki Grobu Pańskiego. Ja nie wyobrażałam sobie nic, jednak mama przygotowana była na to, czego uczą nas na religii, a nie na takie bogactwa, jakie ujrzałyśmy...


Później weszliśmy po schodkach do miejsca, gdzie znajduje się jeden ocalały kamień z Golgoty. Niestety jest on w tak kiepskim stanie (przez ludzi, którzy odłamywali go po kawałku, by wziąć do domu i postawić na półce, bo "jak Pan Jezus tego dotykał, to ja muszę to mieć"...), że umieszczono go pół metra pod podłogą, a żeby go dotknąć, należy włożyć dłoń w bardzo wąską szczelinę. Nie ma szansy, by go teraz odłamać.


Na ścianach wewnątrz całej Bazyliki wydrapane są krzyże. Czemu? Kiedyś ludzie docierali do Jerozolimy na piechotę i często było to ostatnie miejsce, które zobaczyli w życiu, a ponieważ nie potafili pisać, to wydrapywali w ścianie różnymi narzędziami "swój" krzyż, jako znak, że tam byli. Dziś napisalibyśmy "Byłam tu - Kasia", a kiedyś rolę takiego napisu pełnił właśnie mały krzyżyk.
A ponieważ ludzi było dużo, to i krzyżyków pozostało dużo...


Po wyjściu z Bazyliki Grobu Pańskiego mieliśmy parę minut na rozejrzenie się lub odpoczynek... Wybrałyśmy opcję drugą ;). Kupiłyśmy też duży placek, smakujący jak niewyrośnięte pieczywo sezamowe. Zakup odbył się w dość dziwny sposób, bowiem wszystkie wypieki (było tego znacznie więcej) sprzedawał starszy pan, który nie potrafił mówić, a niestety nie wypisał cen. Stałyśmy kilka minut, próbując na migi wypytać o to, ile trzeba zapłacić za to czy tamto, jednak on nie potrafił nam odpowiedzieć, a tambylcy nie znali angielskiego, żeby mu (i nam) wytłumaczyć... Suma sumarum okazało się, że samemu trzeba sobie wymyślić cenę. Na zdjęciu widać tylko małą część rzeczonego placuszka; w istocie był idealnie okrągły i miał około 20 cm średnicy.

Ostatnim punktem było Betlejem, położone w Autonomii Palestyńskiej. Przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego znajdował się duży parking samochodowy, a po drugiej stronie ulicy meczet, z którego muezin nawoływał wiernych do modlitwy - ogromy dysonans. Wewnątrz na pierwszy rzut oka było bogato...


Na drugi i trzeci też. Powyższe żyrandole zostały podarowane od cara (lewy) i carycy (prawy). Różnią się przede wszystkim koronami na górze - po tym można rozpoznać, od kogo jest który. Obydwa pozłacane, ważące 7.5 tony. Nie tak wyobrażałam sobie dojście do żłóbka...


Dokładnie w miejscu gwiazdy znajdował się żłóbek, cała "stajenka" jednak stajenki nie przypominała w ogóle.
Wewnątrz gwiazdy była woda święcona, do której można było włożyć kupione wcześniej pamiątki, by je poświęcić.

I na tym wycieczka do Izraela się skończyła. Podsumowując: przeżycie niesamowite (nie tylko dla wierzących), jednak nie tego można się spodziewać. Kiedyś to wszystko działo się w zupełnie innych warunkach, w biedzie, w stajence, żłóbku, a nie bogactwie, miedzy złotymi obrazami i kopułami. Góra Oliwna była górą, normalną górą, a nie wzgórzem pełnym zabudowań: mieszkań, szkół... Mimo wszystko jednak wycieczki nie żałuję.




Po powrocie do hotelu czekało na nas jeszcze 10 dni wypoczynku, które starałam się wykorzystać jak najbardziej.


Długo będę pamiętać to prażące słońce, chłodną wodę w basenie, tańce z animatorami oraz gry, m.in. "ziutki lutki", jak mówił jeden z animatorów ;)


...Olympic Day, kiedy to wylądowałam w grupie pełnej facetów...


...czy wieczorne animacje.

Wiadomo, to wszystko jest w każdym hotelu w każdym ciepłym kraju i każdy ma takie wspomnienia, jednak dla każdego to jego własne są najcenniejsze i piszę to tu chociażby po to, bo móc wrócić do nich na przykład za rok :).


O jedzeniu pisałam w poprzedniej części, teraz czas na zdjęcia. Powyżej widać soczewicę w kwaśnym śmietanowym sosie oraz rzeczony kuskus z rewelacyjną kombinacją przypraw, dalej jest prawdopodobnie inna sałatka na basie brązowej soczewicy, hummus... Oraz surowki i warzywa bez dodatków.
Na obiad i na kolację zawsze były posiłki w podobnym stylu; pomijając dania na ciepło, dwie lodówki wypełnione były takimi posiłkami, jak wyżej, a dwie pozostałe...


...przeróżnymi ciastami oraz (w przypadku tylko kolacji)...


...przeróżnymi tortami.
Teraz nie pozostaje nic innego, jak oglądanie zdjęć, czytanie tego posta i odliczanie do następnych wakacji...


20 komentarzy:

  1. Piękne wakacje miałaś, każda podróż nas wzbogaca, więc dobrze jest poznawać inne kultury,tylko pozazdrośić tych pięknych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne miejsce! zachęciłaś mnie do odwiedzenia Egiptu, a jeszcze bardziej Izraela :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetna notka :d
    ja jednak strasznie czekam na chociażby fragment twojego pokoju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kiedyś ktoś prosił mnie o to na blogu śniadaniowym i pamiętam :) Jednak obiecałam sobie, że najpierw wymienię meble (co nie jest postanowieniem takim z nieba, bo niedługo mam zamiar to zrobić), więc jak tylko tak się stanie, to od razu go obfotografuję i pokażę :)

      Usuń
  4. Jak pięknie...
    Chcę te wszystkie słodkości:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja Ci zazdroszczę, takie wyjazdy dają siłę i zapewniaja dobry nastrój jeszcze długo po przyjezdzie, zawsze czekamy na następny ;) piękne zdjęcia, smakowicie to wszystko wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, teraz czekam na następny, bo mam nadzieję, że szybko minie... a w ciągu 10 miesięcy się jeszcze tyle wydarzy, że zdąży wylecieć z głowy kilka razy :(
      Chociaż fakt faktem, że nawet nie wiem, kiedy minął ten rok ;)

      Usuń
  6. piękne, a zarazem wzruszające zdjęcia i opowieść! zaszczepiłaś mnie, żeby odwiedzić te miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. piękne zdjęcia,zazdroszcze Ci takich wakacjii :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Emmo, tylko pozazdrościć:)
    Ale nie zazdrością taka grzeszną, tylko taką czysta, pełną podziwu. Zdjęcia super:) Podoba mi się szczególnie ten cmentarz żydowski. I muszę przyznać, że jak na babkę, która zrzuciła troszkę kilogramów to w stroju wyglądasz niesamowicie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Która para carska dała te żyrandole? Tak z ciekawości pytam, jeśli pamiętasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ale przewodniczka tego nie powiedziała :( To było jako ciekawostka i jedyne, o czym wspomniała, to ile ważą, z czego są i który od kogo. Nawet w internecie niewiele jest o nich (szukałam, bo mnie zainteresowały).

      Usuń
  10. emmo, a powiesz z jakiego biura była Twoja wycieczka? mogłabyś podesłać linka? spodobał mi się standard, jedzenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Sharm el-Sheikh pojechałyśmy z biura Sun Fun, ale wycieczki do Izraela nie kupowałyśmy u rezydenta, tylko w firmie e-Sharm; wyszło taniej :)

      Usuń
  11. czy polecasz coś lub gdzieś dobrego do zjedzenia w Jerozolimie. wzbieram się tam w ta niedziele

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że odpowiedź taka spóźniona, ale i tak nie pomogłabym - nie jadłam niczego szczególnego w Jerozolimie, jedynie typowe arabskie dania, które miałam okazję jeść także w Egipcie. To mój klimat i chociaż lubię próbować nowych smaków, to zwykle kieruję się ku harissie, kuminowi i mięcie :)

      Usuń
  12. mam pytanko- jedzonko wyglądało super w hotelu mogłabym poprosić o jego nazwę. Mam zamiar wybrac sie w podobną podróż. Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palmyra Three Corners Resort. Bardzo polecam, ogromny kompleks, jedzenie (jak dla mnie) świetne, chociaż zawsze znajdą się paniusie "ą-ę", dla których będzie beznadziejnie i do duszy.
      W dodatku, jeśli zależy Ci na animacjach i w nich uczestniczysz, to w tym hotelu jest najlepszy animator pod słońcem. Egipcjanin, pracuje tam już od 8 lat, ale niestety z przyczyn zdrowotnych (kręgosłup) po przyszłorocznych wakacjach musi odejść, więc nie wiem, czy nie odwiedzę Palmiry także w przyszłym roku, bo chcę jeszcze zwiedzić Kair :).

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź. :D

      Usuń

Spodobał Ci się przepis?
Skomentuj, będzie mi bardzo miło :).