W sumie nie znam osoby, która, będąc w Pradze przynajmniej raz, nie zakochałaby się w niej. Piękne, zadbane i niesamowicie urokliwe miasto, oblężone przez turystów szczególnie w letniej porze roku, zachwyca na każdym kroku.
Aby zwiedzić dokładnie Pragę, potrzeba tygodni lub nawet miesięcy. Nasz przewodniczka powiedziała, że pomimo, iż jeździ tam co chwilę z wycieczkami, stara się przynajmniej 2 razy w roku odwiedzić Pragę prywatnie i zawsze może zobaczyć coś nowego.
Co więc my mogliśmy zobaczyć w ciągu trzech dni? Przeszliśmy więc stolicę Czech wzdłuż i wszerz, zatrzymując się w najważniejszych miejscach, a szczególny nacisk położyliśmy na Stare Miasto. Trzeciego dnia natomiast wybraliśmy się do Skalnego Miasta położonego na granicy z Polską. Niesamowite przeżycia i zastrzyk endorfin!
Najbardziej chciałam zobaczyć Most Karola, znajdujący się właśnie w Starym Mieście. Oprócz tego,
że jest bardzo znanym obiektem, to kojarzy mi się z koncertem Aerosmith z 2010 roku, na który niestety nie byłam w stanie pójść. Oczywiście nie odbył się on na Moście Karola, tylko na aerenie o2 (na jej widok obudziłam się w autokarze z pół-snu ;)). Moja znajoma miała to szczęście, że była pod sceną i widziała z bliska Stevena, a właśnie na Moście Karola wpadła na obecną partnerkę wokalisty zespołu oraz promotorkę ich tras, Erin Brady.
Pierwszego dnia zwiedziliśmy także parę zabytków. Choć za tym nie przepadam, to Katedra św. Wita, Wacława i Wojciecha, czyli siedziba arcybiskupów praskich, zrobiła na mnie wrażenie (to właśnie tu pierwszy raz zwróciłam uwagę na rzygacze, o których rozmawialiśmy długo na woku ;)). Poniższe dwa pierwsze zdjęcia przedstawiają wnętrze katedry, a ostatnie - pomnik św. Wacława.
W Pradze zaciekawiły mnie tramwaje. Myślałam, że będą jeździły tam same nowe Škody, których już kilkanaście jeździ we Wrocławiu, ale część tamwai była bardzo stara, choć one także mają swój urok.
Wy też mówicie o marce tych samochodów "skoda" ? Ja dopiero na tej wycieczce dowiedziałam się, że poprawna forma to "szkoda", na co złapałam się podczas rozmowy z koleżanką, gdy ta nagle powiedziała nazwę tej marki (zobaczywszy wcześniej symbol), na co ja: "czemu, co się stało?" ;)
Bawi mnie także sporo pułapek językowych w czeskim, np.: słowo fajnie po czesku to polskie wulgarne czteroliterowe słowo na "ch", dziewczyny to "dziwki", tańczenie to "dupanie", natomiast gdy na drzwiach toalety jest napisane "pani", to znaczy, że jest to toaleta dla mężczyzn. Działa to także w drugą stronę, bo gdy Czesi usłyszą, że mówimy po polsku np.: "szukam...", to zrozumieją to jako bardzo brzydkie określenie stosunku płciowego.
Zauważyłam, że Prażanie lubią inspirować się niektórymi zabytkami z innych krajów. Powyżej np.: widać pałac będący znacznie mniejszą kopią brytyjskiego Pałacu Buckingham. Strzegą go nawet nieruchomi strażnicy, zmieniający się co kilka lub kilkanaście godzin (nie pamiętam dokładnie), choć w sumie strojem mało przypominają tych angielskich.
Później przeszliśmy do miniaturowej kopii wieży Eiffla znajdującej się na Malej Stranie, w okolicy Hradčan. Po czesku jest to Petřínská rozhledna. Liczy tylko 299 schodów, co daje ~60 metrów, jednak ponieważ wzniesiona jest na wzgórzu Petřín, to wysokość nad ziemią jest taka sama lub bardzo zbliżona do wersji oryginalnej.
Trzeba przyznać, że widoki robią wrażenie ;).
Środkowe zdjęcie przedstawia właśnie widok na Hradčany.
Drugiego dnia skupiliśmy się bardziej na Starym Mieście. Zawędrowaliśmy m.in. na Josefov otoczony przez Stare Miasto z każdej strony, na którym mieści się Żydowski Cmentarz, oraz na rynek.
Na rynku znajduje się Staromiejski Ratusz, a na nim orloj - praski średniowieczny zegar astronomiczny, skonstruowany w 1410 roku. Codziennie o pełnych godzinach można zobaczyć, jak nad tarczą zegarową w dwóch okienkach przechadzają się kolejno figurki dwunastu Apostołów. Trwa to kilkadziesiąt sekund do minuty, a wzbudza radość i uwielbienie we wszystkich, którzy akurat przechodzą lub którzy zebrali się, by specjalnie na to popatrzeć. Gdy okienka się zamkną, na szczycie wierzy wygrywany jest przez trębacza hymn.
Następnie przeszliśmy się jeszcze raz Mostem Karola. Dopiero tego dnia zauważyłam 3 płaskorzeźby, których dotknięcie przynosi szczęście. Jedną z nich jest pies, choć jego moc jest nieco inna - dotknięty przez kobietę sprawia, że stały partner nie dowie się o zdradzie, której owa niewierna się dopuściła ;). Jak widać po stanie płaskorzeźby - chyba takich niewiernych jest całkiem sporo...
Może trochę przyspieszę tempo, a raczej streszczę resztę historii, bo jestem dopiero w połowie ;).
Po Moście Karola poszliśmy ponownie na Malą Stranę, tym razem do ogrodów Albrechta Wallensteina. Wspaniałe miejsce, niezwykle malownicze i romantyczne, po ścieżkach którego przechadzają się ogromne pawie... Szczególną uwagę przyciągnął biały samiec, który puszył na widok każdego nowego obserwatora, jednak pomimo tego, że był zachęcany do popisania się swoim pióropuszem ze wszystkich stron, nie było nam dane tego zobaczyć.
Po drugim dniu spędzonym w Pradze, skierowaliśmy się autokarem na nocleg za polską granicę, by następnego dnia wyruszyć z powrotem do Czech i zwiedzić Skalne Miasto. Muszę przyznać, że bardzo rozczarowały mnie warunki polskie - w czeskim akademiku mieszkaliśmy jak w apartamencie, a w Polsce przywitali nas lodowatą i/lub żółtą wodą, niedziałającymi spłuczkami w toaletach, niedziałającymi prysznicami, wspólnymi toaletami niedającymi się zamknąć i pokojami, w których temperatura była niższa niż na dworze o północy, a moja herbata miętowa, którą zaparzyłam w ich szklance, śmierdziała wyżutą gumą do żucia... istny obóz przetrwania.
W ten sposób jednak przygotowaliśmy się termicznie na to, co czekało nas trzeciego dnia. Rano założyłam na siebie kolejno: skarpetki, oliwkowe leginsy, drugą parę wysokich skarpet, bluzkę na ramiączkach, którą włożyłam w leginsy (w tym momencie wyglądałam jak Ferdynand Kiepski), dżinsy, t-shirt, dwie bluzy i kurtkę... Ale przynajmniej było względnie ciepło, choć nie powiem, na początku się trzęsłam ;).
Po wejściu do Skalnego miasta czekał na nas bardzo nieskalny widok...
Później jednak krajobrazy się zmieniły i mogliśmy zobaczyć wspaniałe grzyby skalne (chyba muszę ukłonić się geografii - i tu pozdrawiam moją panią wychowawczynię, uczącą mnie jednoczeście tego przedmiotu ;)) i inne skały, które przybierały dziwne kształty, jak np.: widoczni po lewej u góry Kochankowie.
Obok widać rzekę, która, jak to na Czechy przystało, przypomina piwo (chociaż głodnemu chleb na myśli - mojej mamie przypomina struclę makową polaną lukrem ;)) oraz bardzo wąskie i bardzo strome przejścia.
Doszliśmy także do Karkonosza - ogromnej skały z wodospadem. Nie powiem, bardzo ciekawa skała, do której gdy krzyknie się z całych sił "Karkonoszu, daj nam wody!", to Karkonosz grzecznie daje więcej wody...
Po przejściu kilku(nastu) kilometrów po bardzo górzystym terenie (i zjedzeniu sporej ilości czekolady dla energii ;)) przyszedł czas na wybór - wracamy czy idziemy na polską stronę? Idziemy! Wprawdzie taką decyzję podjęło tylko 24 uczniów z 44, w tym znaczna większość należała do naszej klasy (pozdrowiłabym panią od wf-u, ale wątpię, by tu zaglądała ;)). Zaczęło się bardzo... stromo i górzyście. Większość osób ściągnęła co najmniej 2-3 wartwy ubrania, ale potem zrobiło się spokojniej i szliśmy bardziej w lesie niż Skalnym Mieście.
Na koniec zboczyliśmy z trasy, by wejść na szczyt ruin zamku po, nie da się ukryć, bardzo ciężkiej drodze. Patrząc z dołu widzieliśmy tylko schody, ale po połowie drogi okazało się, że czekają nas też dość trudne skalne przejścia do pokonania... ale cel wyznaczony, połowa drogi za nami, idziemy dalej...
Dalszej drogi nie dało się sfotografować z góry, więc zrobiłam to dopiero na szczycie. Doszłam pierwsza, za mną dwie znajome, przodowałyśmy przed całą grupą. Pierwszy raz doświadczyłam takiego zastrzyku endorfin, Zuza z Kasią także. Tu dowiedziałam się od tej pierwszej, że jestem najlepszym kompanem do wędrówek ;). Po zejściu z góry, gdy wszyscy byli zmęczeni i powłóczali nogami, my skakałyśmy po skałach i nawet, gdy zapędziłyśmy się przed grupę za daleko i pobiegłyśmy nie tą trasą, to powrót i ponowne wyprzedzenie grupy sprawiało nam ogromną radość. Wspaniałe uczucie...
Po takiej przygodzie przyszedł czas na uzupełnienie straconej energii czeskimi potrawami. Miałam okazję spróbowa smaženego sýra (Nie sera! "ser" to po czesku tryb rozkazujący od tego, co robimy w toalecie ;)).
Czesi mają swój specjalny rodzaj sera, który nie robi się gumowaty po usmażeniu.
Podawany zwykle z hranolkami, czyli frytkami, sosem tatarskim i surówką, wygląda jak podejrzanie równy
kotlet schabowy w panierze...
a w środku...
W czeskiej kuchni popularne są także knedlíki, wywodzące się tak naprawdę z kuchni niemieckiej, jednak podobno już nawet Niemcy o tym zapomnieli i potrawa ta kojarzona jest wyłącznie z Czechami.
Są to wielkie kule z mącznego ciasta, przygotowywane na bazie bułki (houskový knedlík) lub ziemniaków (bramborový knedlík). Podawane zwykle na wytrawnie z mięsnym gulaszem ("vepřo-knedlo-zelo, czyli mięso wieprzowe - knedliki - kapusta z kminkiem; jest to tak znana potrawa, że utworzono dla niej skrót, aby nie rozwodzić się za bardzo w menu) - wtedy jest to traktowane jako obiad. Czesi bowiem nie jedzą obiadów na słodko, dla nich na słodko mogą być tylko desery, jednak turyści często wybierają knedlíki na z owocami lub dżemem. Moje znajome miały okazję spróbować ich w takiej wersji - gotowane na parze, polane masłem i cukrem, a w środku właśnie słodki dżem. Słuchając ich miałam wrażenie, że wróciły z raju ;).
Jeśli chodzi o napoje, to Czesi piją głównie herbatę, ale nie czarną (tę traktują jako ziołowy specyfik na ból brzucha) - delektują się głównie owocowymi i zieloną. Piją też kawę, przy czym warto wspomnieć, że kawa czeska jest dużo lepszej jakości niż ta polska. No i piwo - Czesi szczycą się największym spożyciem piwa na świecie (w przeliczeniu na jednego mieszkańca).
Będąc w Czechach nie można nie kupić czekolady studentskiej. Wybrałam mleczną z gruszką, orzechami i galaretką, białą z rodzynkami, orzechami i galaretką oraz gorzką z migdałami. Te dwie pierwsze mają po 200 g ;).
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie kupiła czegoś do kuchni. Wybrałam łyżeczkę (oczywiście mając do wyboru kilkanaście różnych, wybrałam tę z Mostem Karola). I kolczyki - mam manię na ich punkcie. W dodatku ten kolor... pierwsze słowa mamy, gdy je zobaczyła: "Pasują ci do pokoju!" ;).
W tym miejscu chciałabym pogratulować każdemu, kto przebrnął przez całą notkę i zachęcić do odwiedzenia Pragi. Na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę, choć wolałabym raczej prywatnie, niż z tak dużą grupą osób.
ja szczerze nie byłam, ale wiem że to zmienię :)
OdpowiedzUsuńByłam w Pradze raz, właśnie ze szkolną wycieczką. Nie pamiętam za wiele - tylko jeden dzień tam byliśmy, zwiedzaliśmy "na wariata", i tak naprawdę nie zdążyłam się nacieszyć. Byłam też w skalnym mieście - doskonale pamiętam turkusowe jezioro i wodospad :)
OdpowiedzUsuńW tym roku w sierpniu jadę na tydzień, bo mój Mężczyzna był w Pradze kilka razy i jest absolutnie zakochany. Nie mogę się doczekać :)
Z domu rodziców mam bliziutko-godzinka, po przeprowadzce do granicy będzie 15 minut autem i wiesz? aż mam ochotę tam pojechać po raz enty! *tupta do kuchni by wyciągnąć z szafy studencką gorzką*
OdpowiedzUsuńbtw. z żelkami? gruszkowa z żelkami jest? bo zazwyczaj z galaretkami są :D
I wiesz co? Knedlików nie obfociłaś? Tych sławnych knedlików? :)
O kurcze, faktycznie z galaretkami :) zasugerowałam się czeskimi "żele" ;)
UsuńA knedlików nie obfociłam, czego bardzo żałuję, bo nie byłam przy kumpelach jak je jadły, a potem w tej restauracji, w której się zatrzymaliśmy, nie sprzedawali ich... a wielka szkoda, bo strasznie chciałam spróbować :(
W takim razie musisz kiedyś jeszcze raz jechać i spróbować!;D
UsuńBardzo chcę i powiedziałam dziś mamie o tym, że pojechałabym jeszcze do Pragi, ale prywatnie. Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakbym zapytała, kiedy jedziemy zwiedzić Syberię :d
UsuńOoo! Ostatnio wspominałam na blogu czeskie trdlo (próbowałaś?). Oooj! i syr wspomniałam. Ale mi apetytu narobiłaś!
OdpowiedzUsuńNie próbowałam, ale widziałam jak sprzedają i zastanawiałam się nad kupnem. Wygrał jednak potworny ból brzucha (chyba skutek zbyt dużej ilości ciastek... ;))
Usuńbardzo ciekawa relacja z wycieczki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
most Karola,ratusz, skalne miasto, wodospad- tak byłam i krzyczałam;) a Praga to cudowne miasto. A w Polsce to może przypadkiem nie nocowałaś w Karpaczu??
UsuńNie, na pewno nie w Karpaczu, bo tam byłam wiele razy. Jakieś zadupie w lesie, byle tanio się przespać i na drugi dzień rano wracać z powrotem za czeską granicę. Ale jak widać nie zawsze opłaca się spać za małe pieniądze...;)
Usuńciekawie;)
OdpowiedzUsuńdaj czekoladę;D!.
Miałam z klasą jechać w maju do Pragi...Acz jak to z moja klasa bywa,skończyło się na planach...^^;/
Z moją jest bardzo podobnie, tak było z wycieczką do Hiszpanii i Włoch ;)
Usuńbędąc w Pradze zakochałam się w knedlach :D
OdpowiedzUsuńjak bd jechała jeszcze raz to polecam zobaczyć fontanny w Pradze . cudowne są . Piękna muzyka , kolory w jakich mieni się woda - nie do opisania ;d
byłam na wycieczce w Pradze rok temu i zwiedzaliśmy dokładnie to samo :) Niesamowite miasto!
OdpowiedzUsuńA jak się nazywała (lub wyglądała) Twoja przewodniczka? Chyba, że miałaś przewodnika ;)
OdpowiedzUsuńa no właśnie ja miałam przewodnika :D
OdpowiedzUsuńFajnie że wszystko opisałaś, ciekawie się czyta.;)
OdpowiedzUsuńSkamieniałe miasto jest piękne! Byłam już ładnych kilka lat temu, i z chęcią bym tam wróciła:)
OdpowiedzUsuńMmm studentska, ale mi narobiłaś ochoty na nią; a tak dawno już jej nie jadłam.
Bardzo fajne relacja z wycieczki, na pewno zachęca do odwiedzenia Pragi.
Fajna relacja :)
OdpowiedzUsuńSkalne miasto to piękne miejsce :)
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia :)
Adrspach jest cudowny! Można po nim chodzić i chodzić. Mam tam też całkiem ładne zdjęcie z dokładnie tego samego miejsca nad jeziorkiem. A i z Pragi mam zdjęcie bardzo podobne do tego pierwszego! Tylko o zachodzi słońca. Tam jest naprawdę pięknie! Bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńPlany wycieczek są bardzo podobne. Ja w Pradze byłam 6 lat temu na szkolnej wycieczce i bardzo mile to wspominam :)
OdpowiedzUsuńA w Złotej uliczce nie byliście? Cudna jest ^^
No, to narobiłaś mi smaka na czekolady! Ciekawe czy ja w tym roku dowiozę jakąś z Hiszpanii :)