Mówiłam już, że kocham Afrykę? I, w przeciwieństwie do wielu osób, które były tam na wakacjach, nie ze względu na mój tegoroczny krótki pobyt w Tunezji. Chociaż nie ukrywam, że w te wakacje moja miłość do tego kontynentu znacznie wzrosła, to Afrykę darzyłam sympatią już od dłuższego czasu (fascynuje mnie tamtejsza kultura, styl życia i historia). Nawet przelałam moją miłość na swój pokój podczas zeszłorocznego remontu i teraz siedzę w afrykańskim klimacie kiedy tylko zechcę ;).
Dziś na śniadanie przygotowałam Sahlab. Brzmi tajemniczo?
Otóż Sahlab to egipski słodki napój o konsystencji bardzo rzadkiego budyniu (ja zrobiłam go w wersji waniliowej). Miałam wczoraj niemiłą niespodziankę, gdyż uświadomiłam sobie, że nie mam mąki kukurydzianej, a najbliższy sklep w niedzielę jest otwarty dopiero od 9, ale poświęciłam się i czekałam dłużej na śniadanie, aby pójść po tę mąkę do sklepu.
I z czystym sercem mogę powiedzieć, że warto było. Z tostami z masłem orzechowym miałam śniadanie idealne... śmiem twierdzić, że jedno z najlepszych.